Średniowieczny Toruń był piękny i potężny. Słynął z czerwonych budowli i przedsiębiorczych mieszkańców. Wielu z nich zajmowało się handlem. Dzięki temu miasto się bogaciło, a Wisłą i szlakami lądowymi stale przybywały najróżniejsze dobra. Tymczasem rycerze krzyżaccy, zaczęli utrudniać torunianom interesy. Chcieli czerpać coraz to większe zyski z wiślanego handlu. Nic dziwnego, że mieszkańcy Torunia zapragnęli pozbyć się ciężaru krzyżackiej władzy.
Najbardziej pomysłowi mieszczanie sprzysięgli się przeciw krzyżakom i zaplanowali wypędzić ich z miasta. Rzecz nie była łatwa. Zamek, który zamieszkiwali rycerze, był budowlą mocną, położoną blisko Wisły, tuż za murami Starego Miasta Torunia. Otaczały go grube obwarowania, a pośrodku dziedzińca zamkowego stała ośmiokątna wieża. Torunianie potrzebowali sposobu, by wedrzeć się na zamek. Wpadli na pomysł, który miał doprowadzić ich do celu. Przypomnieli sobie o krzyżackim kucharzu Jordanie. Pracował w zamkowej kuchni i gotował dla rycerzy. Na ich nieszczęście, nie darzył ich wielką sympatią. Jego znakiem rozpoznawczym była długa chochla, z którą się nie rozstawał. Torunianie łatwo dogadali się z Jordanem. Ustalili w sekrecie, że gdy Krzyżacy będą na wieczerzy, on da znak do ataku. Rozmyślał, jak powiadomić mieszczan i rycerzy w odpowiedniej chwili, a jednocześnie nie dać się przyłapać na gorącym uczynku. Gdy wszystko było zaplanowane, rozstali się, oczekując sądnego dnia.
Nadszedł 7 lutego 1454 roku. Było już ciemno, gwar w mieście ustał, w dodatku doskwierało zimno. Mieszkańcy pochowali się w swoich kamienicach. Nikt bez potrzeby nie szedł w okolicę zamku. Kucharz po ciężkim dniu przycupnął na taborecie, obserwując jedzących i pijących wino rycerzy. Gdy wieczerza trwała w najlepsze, a bracia zakonni stracili właściwą sobie czujność, Jordan pobiegł na szczyt czterdziestometrowej wieży. Natychmiast dał umówiony znak kucharską łyżką. Machał chochlą ile sił, lecz nie był pewien, czy jego sygnał był widoczny w zimowej ciemności. Przygotowani do ataku mieszczanie zauważyli go od razu i prędko ruszyli na zamek. Wyłamali bramę i zaczęli strzelać z obu stron. Na przedzamczu pojawił się ogień. Wśród krzyżaków zapanowało wielkie zamieszanie. Wykorzystując to, torunianie w pośpiechu podłożyli proch pod wieżę, aby ją wysadzić. Była ona niesłychanie ważna, ponieważ mogła dać ostatnie schronienie obrońcom warowni. Tymczasem Jordan ze strachu nie ruszył się z miejsca. Przyglądał się wydarzeniom przez malutki otwór w murze. Nie pomyślał, że mieszczanie postanowią wysadzić wieżę tak szybko! Wybuch ogłuszył go, a nadzwyczajna siła wyrzuciła prosto w powietrze. Wzniósł się nad Stare Miasto i gładko opadł na dach Bramy Chełmińskiej. Poczciwy kuchcik nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń.
Walki zakończyły się szybko, a mieszczanie zdobyli krzyżacką twierdzę. Pojmano wszystkich rycerzy i odesłano z Torunia z życzeniem, aby nigdy więcej do niego nie powracali. Jednak co się stało z Jordanem? Siedział na dachu bramy do następnego ranka. Bał się oskarżenia o zdradę. Z podsłuchanej rozmowy przechodniów dowiedział się o pokonaniu krzyżaków. Dopiero wtedy zawołał po pomoc. Gapie radowali się na widok kucharza z chochlą za pasem i na długo zapamiętali to zdarzenie. Na bramie umieścili żelazną wywieszkę przedstawiającą kucharza w czapce unoszącego długą łyżkę. Przypominała niepozornego bohatera.
Wywieszkę z Jordanem znajdziecie w muzeum w Ratuszu Staromiejskim. Czy rzeczywiście przedstawia kuchcika? To pozostaje zagadką. Odwiedźcie koniecznie ruiny zamku krzyżackiego w Toruniu. W otoczeniu zieleni prezentują się niezwykle malowniczo.
Opracowanie legendy: Dom Legend Toruńskich